Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji ponownie poruszyło temat amerykańskich laboratoriów biologicznych, twierdząc o „zagrożeniu” ze strony badań biologicznych prowadzonych przez USA. Tym razem wiceminister Siergiej Riabkow powiązał tę kwestię z dekretem byłego prezydenta Donalda Trumpa, dotyczącym zwiększenia bezpieczeństwa badań biologicznych. Według dyplomaty, dokument ten rzekomo nie rozwiał obaw Moskwy, lecz przeciwnie — potwierdził istnienie takich projektów w bezpośrednim sąsiedztwie rosyjskich granic, pisze geopolityka.org powołując się na oświadczenie Riabkowa.
Riabkow podkreślił, że Zachód prowadzi działalność biologiczną w krajach graniczących z Rosją, wspominając przy tym o udziale struktur wojskowych w tych procesach. Według urzędnika, to właśnie ten fakt budzi „poważne zaniepokojenie” Moskwy. Nie przedstawił jednak żadnych dowodów, ponownie formułując zarzuty wobec „amerykańskiej aktywności wojskowo-biologicznej”.
Retoryka dotycząca „laboratoriów biologicznych” stała się już typowa dla rosyjskich urzędników. W przeszłości Moskwa oficjalnie zgłaszała w Radzie Bezpieczeństwa ONZ zarzuty o „ataki biologiczne” z udziałem zakażonych ptaków, a przedstawiciel Rosji w ONZ, Wasilij Nebenzia, mówił o „bojowych komarach”, które rzekomo atakują wyłącznie posiadaczy rosyjskich paszportów.
W styczniu 2023 roku generał porucznik Igor Kirillow, odpowiedzialny za wojska ochrony radiacyjnej, chemicznej i biologicznej Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, twierdził, że USA pilnie przenoszą wspomniane laboratoria z Ukrainy do Polski i krajów bałtyckich. Jak i w poprzednich przypadkach, nie przedstawiono żadnych faktycznych dowodów na potwierdzenie tych tez.
Mimo braku dowodów, rosyjscy urzędnicy nadal promują te twierdzenia, nawet gdy ich wystąpieniom na międzynarodowych forach towarzyszą ironiczne reakcje ze strony innych uczestników.
Przeczytaj także o decyzji USA i Chin w Londynie: nowe porozumienie w sprawie handlu.