Hollywood mogło stracić kolejną kultową gwiazdę po tym, jak Dwayne Johnson omal nie zginął w katastrofie lotniczej.
Jak podaje Studway, powołując się na stronę internetową „lux.fm”, aktor opowiedział fanom szokującą historię, która wydarzyła się, gdy leciał z Hawajów do Houston (Teksas) na mecz piłkarski. Zaledwie 35–40 minut po starcie wszystko poszło nie tak. Według 52-letniego aktora pilot nagle podszedł do niego, uklęknął na jedno kolano, spojrzał mu prosto w oczy i powiedział:
„Panie Johnson, z przykrością informuję, że nie możemy kontynuować lotu nad oceanem”.
Pilot wyjaśnił, że wystąpiły poważne problemy z układem hydraulicznym i doszło do przegrzania na pokładzie. Podjęto decyzję o zawróceniu i powrocie na Hawaje.
„Są problemy, które można rozwiązać w powietrzu, ale są też takie, których nie warto ryzykować – zwłaszcza nad oceanem”
– zauważył.
Aktor przyznał, że sytuacja ta zmusiła go do ponownego przemyślenia swoich wartości życiowych.
„Jestem wdzięczny, że wróciłem na ziemię. Wdzięczny, że znów jestem w domu na Hawajach. Wierzę, że to był znak od Boga i Wszechświata”.
– podsumował.