Po deportacji przez okupantów Bogdan Ermokhin zwrócił się na Ukrainę

Młody mieszkaniec Mariupola podzielił się swoją historią życia pod okupacją, deportacją i do Rosji. Dzherelo: Reuters

Bogdan Ermokhin, który deportował dzieci z Mariupola, które w 2023 roku wróciły na Ukrainę w dniu swoich 18. urodzin, w nowym wywiadzie opowiedział o swojej trudnej drodze do wolności. Jego historia odzwierciedla hart ducha i odporność, które pozwoliły mu przetrwać i zwrócić się do Batkiwszczyny, pisze WomanEL. 

Bogdan, który od 2014 roku stracił ojca, mieszka w Mariupolu w małym miasteczku, pod opieką dyrektora początkowej hipoteki. Kiedy wybuchły walki, paczki wraz z innymi pozostały bez dokumentów, groszy i tobołka. Pierwsze dni były niezwykle ważne: nie było światła, miałem okazję żartować w sklepach z narzędziami, niemal doświadczając chaosu i śmierci. Zachęcano Cię do wyjścia „zielonym korytarzem”, ale w nadziei, że Twoje życie dobiegnie końca, a nawet ci, którzy przez niego przeszli, zostaną rozstrzelani.

Kiedy wojska rosyjskie zaatakowały to miejsce, jego strażnik opuścił go i udał się z Mariupola, a Bogdan został wywieziony do okupowanego Doniecka, a następnie na obwód moskiewski, gdzie sprawował władzę nad rosyjską ojczyzną. Bogdan wielokrotnie próbował się dostać do środka, ale go odcięli. Kiedy już dodzwonisz się do ciotki Moskalkowej, popieranej przez Federację Rosyjską na rzecz praw człowieka, z oświadczeniem o powrocie na Ukrainę, Twoje próby zakończyły się sukcesem.

Bez ojców straciłam poród w 2014 roku. Mieszkaliśmy biednie w małym domu, mój ojciec pił piwo, mama starała się pomagać mnie i mojej starszej siostrze. Ojciec bił nas i matkę. Mieszkam niedaleko Mariupola, w małym miasteczku i wiem, że będzie wojna na pełną skalę. Powiedziawszy o tym mojemu opiekunowi, nikomu nie wierzyłam. Kiedy wszystko się zaczęło, było naprawdę strasznie. Trudno było komukolwiek wiedzieć o wibracjach. Czterech z nas zginęło. Nie było żadnych dokumentów, groszy, obligacji, nic. W pobliżu zwłok. Pierwsze trzy dni siedzieliśmy, nie było światła i żartowaliśmy po sklepach. Policji już nie było, gdyż zaplanowała ucieczkę z miejsca zdarzenia. Poprowadzono mnie „zielonym korytarzem”, zdziwiłem się, a potem dowiedziałem się, że osoby wychodzące zostały zastrzelone. Na początku najazdu na dużą skalę miałem 16 lat, byłem pod opieką dyrektora mojej początkowej hipoteki. Kiedy na miejsce przybyły wojska rosyjskie, mój strażnik zabrał dokumenty i opuścił miejsce. Wywieziono mnie na teren okupowanego Doniecka, wywieziono na teren obwodu moskiewskiego i wywieziono do mojej rosyjskiej ojczyzny. Któregoś dnia wstałem, jakby zacząłem, chciałem przepłynąć granicę z Białorusią, ale mnie zatrzymali. Myślałam o wszystkim, nie będę miała szans

robić sobie nadziei.