Minie nieco ponad rok i w Stanach Zjednoczonych odbędą się wybory prezydenckie. Dziś na polu uwagi opinii publicznej jest dwóch głównych pretendentów – Demokrata Joe Biden (obecny prezydent) i Republikanin Donald Trump (jeśli nie trafi do więzienia).
26 0
Według przedstawicieli oficjalnej Kijowa wybory amerykańskie z pewnością będą miały wpływ na Ukrainę i jej poparcie w wojnie rozpoczętej przez Federację Rosyjską. Jak dokładnie to się okaże. Jednak OP Ukrainy jest przekonana, że niezależnie od wyniku wyborów nowego szefa Białego Domu Stany Zjednoczone nie przestaną wspierać Ukrainy, gdyż żaden cywilizowany kraj na świecie się na to nie zgodzi do kapitulacji demokracji i nie pozwoli, aby w dalszym ciągu panowały chaos i wojna, terroryzm i bezprawie sponsorowane przez Rosję.”
Jaka będzie sytuacja w Stanach Zjednoczonych na początku nowego sezonu politycznego? Jak amerykańskie media przygotowują się do relacjonowania aktywnej fazy wyścigu prezydenckiego? Swoją drogą, dlaczego Amerykanie mają spore pretensje zarówno do faworyta Demokratów, jak i rzekomego protegowanego z GOP (chyba, że na arenie Republikanów pojawi się ktoś inny)?
W USA media już się twórczo zbroją. Zawsze są z nami uzbrojeni. Sytuacja wielu z nich przypomina grę wideo, kiedy wiesz, że wszystko różni się od rzeczywistości, ale bardzo przywiązujesz się do rzeczywistości wirtualnej. Wrażenia przyciągają, podniecają doznania ostre, skandaliczne i stymulujące.
Oczywiście są w USA dziennikarze, którzy (mimo że pole gry jest „zatrute”) nadal się wyróżniają. Starają się być bardziej klarowni, obiektywni i powściągliwi w swoich ocenach. Ale w naszych mediach stanowią mniejszość. W końcu wszystko i tak zamienia się w sensację i wyrzucanie „brudu”. Media wykorzystają każdą sytuację. Ten czy inny obraz zostanie przedstawiony w taki sposób, że coś jest albo winą Demokratów, albo Republikanów (lub niektórych grup w GOP, które mają interesy i wpływy). Przykładem jest temat globalnego ocieplenia. Jest oczywiste, że pytanie to dotyczy bardziej nauki niż polityki. Wszystkie strony muszą zwrócić na to należytą uwagę. Co my mamy? I mamy dwie skrajności: jedna strona twierdzi, że to wszystko jest kompletną fabrykacją i kłamstwem, a druga upiera się, że „prawie jutro cały świat się rozpadnie”. Podobnie jest z mediami.
Na przykład rzekomo mieliśmy naruszenia związane z wpływem rosyjskich służb wywiadowczych na wybory w USA. Istnieją aktualne sprawy związane z Giulianim, Burismą i tak dalej. Wszystko to należy dokładnie zbadać i wyciągnąć oficjalne wnioski. Co oni robią w USA? Od razu twierdzą, że Republikanie byli źli, że coś ukrywali i tym podobne. Z drugiej strony mówią, że demokraci są źli, którzy jeszcze nie zbadali tych spraw. Obecnie w Stanach Zjednoczonych niezwykle istotnym tematem jest fakt, że za pośrednictwem jednego rosyjsko-ukraińskiego biznesmena FSB Federacji Rosyjskiej rzekomo wpłynęła na władze USA za pośrednictwem Giulianiego. Nie jest to jednak przedstawiane w mediach jako problem systemu, lecz od razu zrzucane jest na winę Republikanów, którzy nie rozpoczęli wówczas śledztwa. Dlatego uważam, że prędzej czy później każda kwestia staje się swego rodzaju „bronią” do wzniecania konfliktów i rozwarstwiania społeczeństwa.
Bidena i Trumpa. Wygląda to niemal tragicznie. Pomimo symbolicznej roli prezydenta, jest to nadal rola, a ja chciałbym, żeby prezydent tak potężnego kraju, jak Stany Zjednoczone, był silnym mężem stanu. Może nie jest to geniusz ani osoba megacharyzmatyczna, ale musi być prawdziwym przykładem dla innych. A dzisiaj mamy dwie osoby, które zdecydowanie nie są najlepszymi przykładami. Wielu Amerykanów zgadza się z tym.
Według Trumpa mobilizacja jego elektoratu i wzmocnienie pewnego ekstremizmu nasilają się w wyniku ataków na niego. Nie sądzę, że rośnie znacząco, ale jednak. Uważam, że pomimo ataków Trump nadal będzie kandydatem Republikanów. Jego najbliższy konkurent, gubernator Florydy Ron DeSantis, „rozpada się” wyborczo (nie skreśliłbym go całkowicie, ale wielu już go skreśliło, a szkoda). W GOP są też inni, którzy są albo zbyt doskonali, albo zbyt ekstremalni. I wielu będzie uciekać, żeby później np. zarobić 17 milionów zamiast 5 milionów rocznie: żeby ich książki lepiej się sprzedawały, oni sami staną się bardziej sławni, żeby potem często byli zapraszani do różnych programów telewizyjnych, jako byli kandydaci na prezydenta USA. To jest nasza standardowa formuła i takich ludzi nie należy za to obwiniać.
Demokraci też mają utalentowany charakter. Na przykład Sekretarz Transportu Pete Buttigieg. Tak, jest w pewnym stopniu „osobliwy”, ale ma mózg. Albo ten sam gubernator Kalifornii Gavin Newsom. Ja, jako mieszkaniec Los Angeles, jestem przeciwny wielu jego stanowiskom, ale on nie jest szalony i zrobi to, co logiczne.
Nie chcę źle mówić ani o Bidenie, ani o Trumpie, ale oczywiście dla Stanów Zjednoczonych jest to dalekie od ideału. To nie są mężowie stanu z wyższym wykształceniem, dobrze zorientowani w polityce zagranicznej, oczytani, energiczni i rozumiejący współczesny świat. Biden przez całe życie spisywał się poniżej średniej. O Trumpie nie ma sensu w ogóle nic mówić, wszystko z nim jest od dawna dla wszystkich jasne. To dziwne i bardzo smutne dla Amerykanina.
Ponownie wybór Trumpa mógł zakończyć wojnę na Ukrainie. Ale! Na jakich zasadach? Z jakimi konsekwencjami dla świata jako całości? Wiele pytań. Istnieje duże ryzyko, że mogłoby to mieć wówczas poważny wpływ na suwerenność i przyszłość Ukrainy, a jednocześnie mogłoby dodatkowo uzbroić Federację Rosyjską pod względem moralnym.
Federacja Rosyjska już staje się Koreą Północną. Tam już dają się odczuć ogromne problemy. A mimo to kontynuowanie wojny jest ludobójstwem narodu ukraińskiego i podważeniem suwerenności Ukrainy. Dlatego pewne zmiany po prostu muszą nastąpić. W jakim kierunku dokładnie, nie jest jeszcze jasne. Prawdopodobnie (o tym też rozmawiamy), jeśli nadal będziemy wspierać i wzmacniać Ukrainę, Rosjanie się zmęczą i znajdą jakiś sposób na wyjście. Znajdą np. jakiegoś szaleńca, jak ten sam Łukaszenka (z którego już cały świat się śmieje), który powie: „Już wygraliśmy i opuszczamy Ukrainę”. W zasadzie Rosjanie mogą wymyślić wszystko, co chcą zachować twarz. Pod naciskiem cywilizowanego świata chętniej opuszczają Ukrainę i mówią swoim bliskim, że „wygraliśmy” i tak dalej.
Dlatego sytuacja nie jest jeszcze zbyt dobra. A media oglądają tylko dlatego, że to przedstawienie. Jednak zaufanie i odpowiedzialność to za mało. Opowiadałem już nie raz o swoich własnych doświadczeniach, kiedy absolutnie nieodpowiedzialni dziennikarze piszą o Tobie, co chcą, a nasza „sprawa Sullivana” daje im szansę na uspokojenie się. Potem trzeba biegać i udowadniać, że czegoś nie zrobiłeś, że dziennikarze mogli coś napisać z zamiarem (!) oczernienia Cię (co jest prawie niemożliwe do udowodnienia w sądzie).
Przykład. Ktoś zrobi zdjęcie z naszym Marszałkiem, a potem jakiś bloger nagle napisze, że obok Kevina McCarthy’ego na zdjęciu wydaje się być albo rosyjski bandyta, albo ukraiński „nazista”, albo jakiś pedofil… To wszystko. Nic nie da się zrobić, plotki natychmiast rozniosą się ogromną falą. Coś może okazać się prawdą, ale coś może okazać się banalnym oszczerstwem. I żadne miliony dolarów nie pomogą w postępowaniu, zostaniecie przy okazji jeszcze bardziej zaatakowani i przegracie.
Dlatego wielu z nas boi się zrobić coś znaczącego i na dużą skalę. Właśnie dlatego, że w Stanach Zjednoczonych proces polityczny jest taki, że można nieumyślnie trafić do poważnej maszynki do mielenia mięsa, którą nasze media nakręcają do granic możliwości. Zwłaszcza w przypadku Trumpa maszynka do mielenia mięsa może pozostać taka sama.
To wszystko jest tragedią. Tragedia społeczeństwa amerykańskiego. Gdy panuje chaos, gdy można na wszelkie sposoby oczerniać, obrzucać błotem bez powodu i nic nie można z tym zrobić – to jest to duża awaria systemu. I z tym właśnie żyjemy.
Yuri Vanetik, prawnik, strateg polityczny i członek zarządu międzynarodowej agencji praw człowieka WEST SUPPORT (USA)