Marc Gene został kierowcą testowym Ferrari ponad 20 lat temu, ale po zakończeniu aktywnej kariery w sportach motorowych pozostał w zespole i przez długi czas pełnił funkcję ambasadora legendarnej włoskiej marki.
Podczas swojej kariery w Scuderia współpracował z pięcioma mistrzami świata. W najnowszym odcinku podcastu Beyond the Grid 51-letni Hiszpan opowiedział o tym wyjątkowym doświadczeniu.
Mark Genet: „Myślę, że udało mi się wynieść z mojej kariery niemal wszystko, co było możliwe. Nie mam talentu Charlesa Leclerca ani Lewisa Hamiltona, chociaż jestem również bardzo dobrym kierowcą i wygrałem Le Mans. Miałem jednak okazję porównywać się z innymi i jestem wystarczająco skromny, aby wiedzieć, że niektórzy zawodnicy są lepsi ode mnie.
Naprawdę kocham swoją pracę, która polega na komunikowaniu się z klientami Ferrari, współpracy z prasą, a także okazało się, że jestem dobrym komentatorem telewizyjnym. Nadal jednak testuję samochody, choć nie te oparte na nowoczesnej technologii Formuły 1, lecz te historyczne. Zdałem sobie sprawę, że lubię ścigać się, gdy już brałem udział w zawodach, ale uwielbiałem też być kierowcą testowym. Moim zdaniem w życiu bardzo ważne jest znalezienie aktywności, która sprawia ci przyjemność.
W weekendy wyścigowe nie czuję, że jestem w pracy. Czuję, że oddaję się swojemu hobby. Czasami ktoś mnie pyta: czy tęsknię za wyścigami? Nie, nie tęsknię za tym. Muszę przyznać, że gdy ścigałem się w Formule 1, większość moich kolegów z zespołu radziła sobie lepiej ode mnie. Dlatego zostałem kierowcą testowym i nadal lubię swoją pracę.
Generalnie uważam, że mam dużo szczęścia. Zawsze marzyłem o tym, żeby zostać kierowcą Formuły 1, ale nigdy nie marzyłem o pracy w Ferrari. A kiedy zostałem pilotem testowym tego zespołu, byłem po prostu szczęśliwy. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym po raz pierwszy włożyłem czerwony mundur.
Co więcej, był to kombinezon Michaela Schumachera, ponieważ w 2004 roku, na ostatnią chwilę przed testami w Barcelonie, otrzymałem ofertę zostania kierowcą testowym Scuderii. Okazało się, że Michael i ja mamy takie same rozmiary. Oczywiście, że jestem dumny, że przez tyle lat byłem częścią rodziny Ferrari.
Dopiero gdy po raz pierwszy usiadłem za kierownicą Ferrari z 2004 roku, zdałem sobie sprawę, jak dobre ono jest! F2004 był bardzo wydajnym samochodem, a Ferrari miało najlepszą elektronikę, jaka kiedykolwiek powstała. Doceniał to m.in. Michael Schumacher.
Nie sądzę, aby jakikolwiek inny samochód w tamtym czasie mógł dorównać Ferrari w sposobie, w jaki F2004 reagował na zmiany ustawień mechanizmu różnicowego, hamowania silnikiem, poziomu momentu obrotowego itp.
Inżynierowie naszego zespołu powiedzieli mi, że Michael mógł zmieniać wiele ustawień w trakcie wyścigu, ale nie miało to żadnego wpływu na jego jazdę; nie popełnił żadnych błędów. Inni jeźdźcy nie byli pod tym względem tak dobrzy jak on…
W Ferrari pracowałem z pięcioma mistrzami świata, a w Le Mans moim kolegą z zespołu Peugeot był Jacques Villeneuve, więc w sumie pracowałem z sześcioma mistrzami. To prawdziwy przywilej!
Zawsze mówiłem, że istnieje pewna różnica między kolarzami, którzy zdobyli jeden tytuł, a tymi, którzy zdobyli wiele tytułów. Wszyscy kierowcy Formuły 1 są bardzo dobrzy, ale mistrzowie świata są naturalnie obdarzeni wielkim talentem. A kierowcy, którym udało się zdobyć wiele tytułów mistrzowskich, mają pewną szczególną cechę: zawsze pracują z takim uporem, jakby nie mieli żadnego talentu. To właśnie uczyniło Michaela Schumachera wyjątkowym kierowcą: pracował z kolosalną wytrwałością, ale to samo można powiedzieć o Sebastianie Vettel.
Łączyła ich wyjątkowa determinacja, poświęcenie i namiętna miłość do swojej pracy…”
Źródło