Komentatorzy rosyjscy zwracają uwagę, że wobec faktu nieuznawania władz w Stepanakarcie przez podmioty UC, jest mało prawdopodobne, by Rosja, Białoruś i Kazachstan zajęły oficjalne pozytywne stanowisko wobec „pełzającej akcesji” Karabachu w skład Unii. Co więcej, unitarność terytorium azerskiego oficjalnie popiera Astana, a więc nawet faktyczne włączenie górskiej republiki ormiańskiej w procesy rozszerzenia Unii staje pod znakiem zapytania.
Kreml po cichu jednak wysyła sygnały, że Erewań musi sobie z tą drażliwą kwestią poradzić samodzielnie. Z drugiej strony jest jednak oczywiste, że Armenia nie wycofa się ze swoich gospodarczych, politycznych i militarnych zobowiązań wobec Górskiego Karabachu. Nie ma też mowy o powstaniu granicy celnej dzielącej oba państwa ormiańskie. Dla Moskwy – to dodatkowy element nacisku na politykę Armenii. Zwłaszcza, że ta rozczarowała się też stanowiskiem Unii Europejskiej w tej kluczowej dla swego interesu narodowego kwestii.
Podczas niedawnej dyskusji na forum Parlamentu Europejskiego eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski, jeden z głównych orędowników wciągnięcia Ormian do UE, załamywał wprawdzie ręce nad dokonanym przez nich eurazjatyckim wyborem. Odpowiadała mu jednak przewodnicząca grupy Armenia-UE, Eleni Teoharus podnosząc, że Unia Europejska prowadziła dotąd raczej politykę ignorowania postulatów ormiańskich, w tym także ich oczekiwania na pomoc w rozwiązaniu problemu statusu międzynarodowego Górskiego Karabachu. Brak takich działań ze strony Brukseli ostatecznie zdeterminował kierunek geopolityczny obrany przez Armenię. Teraz więc – przed problemem odniesienia się do kwestii stepanakerckiej stanęła Unia Celna.
(karo)