Dziś w prowincji Damaszek i Aleppo rozpoczęła się duża operacja antyterrorystyczna. W okolicach Damaszku zaczęła się jednocześnie w dzielnicach Dżobar, Arbin, al-Kabun i Madamia, których część nazywa się Wschodnią Gutą. Grupa reporterska ANNA NEWS, tj. Wasilij Pawłow, Igor Nadyrszyn, Wiktor Kuzniecow i Marat Musin, wyjechała o 5.00 rano do Al-Kabun, skąd trzy kolumny czołgów batalionu pancernego zaczęły przesuwać się na pierwszą linię. Każdy etap operacji dokumentowaliśmy w strefie, gdzie były największe problemy – w Dżobar, dzielnicy, która częściowo jest pod kontrolą zawodowców, wahabitów i zagranicznych najemników. Z dziewięciu kamer jednocześnie filmowaliśmy praktycznie wszystko: od standardowego załadunku wozów bojowych do momentu, gdy żołnierze jednostek desantu wysiedli z trzech kierunków; i ich walki wręcz z zagranicznymi najemnikami w domach. Możemy wystąpić jako świadkowie i udowodnić komisji ekspertów z ONZ – na podstawie tego, co widzieliśmy na własne oczy i co sfilmowaliśmy w toku tej walk , że dziś w centrum Wschodniej Guty nikt nie użył broni chemicznej.
Co więcej, sfilmowaliśmy popełnione dziś przez rebeliantów kolejne przestępstwa, z kategorii przestępstw wojennych i przeciw ludzkości. Barbarzyńskie ostrzeliwanie z moździerzy sąsiadujących z Wschodnią Gutą dzielnic mieszkalnych, w których jak wiadomo przebywa, ludność cywilna, w tym osoby starsze, kobiety i dzieci. Oprócz tego, terroryści świadomie próbowali zlikwidować naszą grupę reporterów, choć byliśmy bez broni, bez kasków czy kamizelek kuloodpornych, w zwykłych ubraniach z ogólnie przyjętymi znakami prasy. W rezultacie trzech z czterech naszych operatorów kamer ANNA NEWS w Dżobar zostało lekko rannych: W. Kuzniecow w stopę i kolano odłamkami, M. Musin w prawa rękę, I. Nadyrszyn – w nogę. Było bardzo dobrze widać, że my, dziennikarze przygotowujemy się do nagrania krótkiej relacji w otwartej przestrzeni. Mimo to operator rebelianckiego moździerza wystrzelił kilka pocisków, jeden z nich upadł kilka metrów obok nas.
Żaden z syryjskich żołnierzy nie miał maski przeciwgazowej. Słyszeliśmy wszystkie komendy do użycia artylerii i innych rodzajów broni. Zdjęcia były robione często 30-40 metrów od stanowisk rebeliantów. Sfilmowaliśmy zacięte walki w budynkach Instytutu Technologii Komputerowych, gdzie kilka grup desantowych faktycznie walczyło z rebeliantami wręcz.
Dzisiaj w centrum Wschodniej Guty, tam gdzie sytuacja jest najbardziej złożona, w Dżobar, rebelianci stawili zacięty opór umiejętnie używając różnych rodzajów broni.
Jeden czołg został wysadzony w powietrze, operator zginął. Trafiony został bojowy wóz piechoty. 17 wojskowych zostało rannych (do tej liczby nie wliczam lekko rannych odłamkami z moździerza kapitana W., dowódcę jednej z grup, porucznika, dowódcę załogi czołgu, adiutanta, poważnie rannego w nogę, którego na siłę wysłano do szpitala. Cudem uniknął ran major, który dziś dowodził dwoma kompaniami pancernymi we Wschodniej Gucie).
Rebelianci, sądząc po doniesieniach Al-Arabjii, mieli znacznie większe straty – 600 ludzi, wieczorem to zweryfikujemy w oficjalnych zestawieniach strat.
Rebelianci nie spodziewali się, że zaatakują ich poważne siły armii syryjskiej. Operacja była precyzyjnie zaplanowana i przygotowywana w ścisłej tajemnicy. Kiedy rano zaczęło się przemieszczanie kolumn na pozycje wyjściowe, byliśmy na czele jednej z nich taranującej samochody. U nikogo nie zauważyliśmy masek przeciwgazowych.
Oczywiste bzdury i kłamstwa o użyciu dziś przez syryjską armię broni chemicznej biorą się moim zdaniem, z ciężkiego położenia w jakim nagle znaleźli się zagraniczni najemnicy. Histeryczne doniesienia o użyciu broni chemicznej to oznaka desperacji i ograniczenia – przeczą faktom, trudnej prawdzie stanu dzisiejszych walk i zwykłemu zdrowemu rozsądkowi.
Przecież w przypadku użycia takiej broni nie byłoby z kim walczyć tak zacięcie, ucierpieliby także żołnierze syryjscy i nasza ekipa zdjęciowa.
O zaciętości dzisiejszych walk i sile sprzeciwu jakoby „otrutych gazami” terrorystów świadczy jeden fakt. Dowódca czołgu, który odniósł ranę jednocześnie z nami, z początku nie chciał iść na opatrunek. My wszyscy przekonaliśmy go, by poszedł ranę opatrzyć u lekarzy wojskowych, co nie przeszkodziło mu od razu wrócić na stanowisko. Rana na ręce porucznika była głęboka, szybko ją zaszyto. Po powrocie, w jego czołg jednocześnie uderzyło trzech wyszkolonych terrorystów: snajper metodycznie jeden po drugim przestrzelił bloki obronne, w to samo miejsce od razu wystrzelił drugi z granatnika przeciwpancernego, a zaraz potem wystrzelono rakietę. Naturalnie odpowiedzią był gęsty i silny ogień, który nie dał dziesiątkom jeśli nie setkom rebeliantów żadnych szans. Dane dzisiejszych strat terrorystów uściślimy wieczorem. Niewykluczone, że rzeczywiście stracili kilkuset ludzi.
Źródło: http://anna-news.info/node/12226