Czy kłopoty hegemona są już na tyle znaczące, że możemy mówić o kształtowaniu się nowej, po pozimnowojennej (jak określił to Colin Powell) ery w stosunkach międzynarodowych? Spójrzmy z tego punktu widzenia na trzy główne zjawiska strategiczne ostatnich lat.
Pierwsze to niestabilność relacji między Rosją i USA, a szerzej - Rosji z Zachodem. Z jednej strony obserwujemy rosyjskie ciągoty do postępowania wedle schematów typowych dla czasów zimnej wojny (np. żądanie uznania wyłącznej strefy wpływów), z drugiej - werbalne gesty amerykańskiego nowego otwarcia się na Rosję (słynny reset). Te sprzeczne tendencje wprowadzają wiele nieprzewidywalności nie tylko na obszarze poradzieckim (jak to było w pierwszej dekadzie pozimnowojennej), ale do stosunków międzynarodowych w ogóle.
Rosja i USA na kolizyjnym kursie
Nie ulega wątpliwości, że od wojny rosyjsko-gruzińskiej już nie tylko w wypowiedziach, ale wprost w praktyce mamy do czynienia z nowym, twardszym kursem w polityce Rosji. Edward Lucas w swej najnowszej książce pt. „Nowa zimna wojna" mówi wręcz o kursie neozimnowojennym. Ja skłonny byłbym bardziej mówić nie tyle o nawrocie zimnej wojny, co raczej o symptomach jej nowej odmiany, surogatu w postaci małej (ograniczonej, regionalnej) zimnej wojny. Nie chodzi w niej bowiem o panowanie nad światem - jak w klasycznej zimnej wojnie - ale tylko o strefę wpływów w przyrosyjskiej, a w szczególności w poradzieckiej przestrzeni strategicznej.
Tego typu retoryką przesycona jest również nowa strategia bezpieczeństwa narodowego Rosji do 2020 r. Nie kryje ona, że mocarstwowość Rosji odbudowywana ma być przede wszystkim w opozycji do USA i NATO. Znacząca też z tego punktu widzenia była tematyka niedawnych operacyjno-strategicznych ćwiczeń Zachód 2009. Symptomatyczne są także ostatnie zapowiedzi zmiany rosyjskiej doktryny nuklearnej prowadzące do obniżenia progu atomowego w odniesieniu do konfliktów lokalnych i regionalnych. Taki właśnie kurs polityki rosyjskiej musi odciskać znaczące piętno na jakości obecnego i przyszłego środowiska bezpieczeństwa wprowadzając doń poważne ryzyka destabilizacyjne.
Płonne okazują się nadzieje, że nowe otwarcie amerykańskie może zmienić i ustabilizować te relacje nadając im charakter kooperatywnej, a nie strategicznej rywalizacji. Po pierwszym szczycie Obama - Miedwiediew, gdy przyszło zapełniać wcześniejsze łatwe zapowiedzi i gesty treścią, ujawniają się kłopoty wynikające ze sprzeczności interesów obydwu mocarstw. Okazuje się, że interesy te są w wielu punktach na tyle rozbieżne, że kursy obu mocarstw są kolizyjne. Ani Rosja nie zamierza ustąpić ze swoich ambicji, ani USA nie mogą zrezygnować z pilnowania swoich interesów. Pokazuje to nawet ostatnia spektakularna zmiana koncepcji amerykańskiej obrony przeciwrakietowej.
Afgańskie nadzieje i zagrożenia
Drugim problemem podobnej wagi dla przyszłości bezpieczeństwa międzynarodowego są asymetryczny konflikt w Afganistanie oraz przyjęcie nowej strategii amerykańskiej wobec niego. Rodzi ona pewne nadzieje, ale nie pozbawiona jest też ryzyk. Najważniejsze z nich to ryzyko osamotnienia USA w realizacji tej strategii.
Nie widać dzisiaj chętnych do zaangażowania się w pomoc Amerykanom, a sami tego zadania nie udźwigną. Użyczenie swej przestrzeni transportowej przez Rosję ma bardziej na celu uzależnienie USA od Rosji niż pomoc im w zwycięstwie w Afganistanie. Prawdę mówiąc dla Rosji najwygodniejszy jest stan taki, jaki jest. Może go wykorzystywać w swoim interesie.
Wydaje się, że przez wiele następnych lat stan bezpieczeństwa międzynarodowego determinowany będzie rozwojem sytuacji w tym regionie i uzależnieniem USA od wsparcia innych ważnych graczy strategicznych. To definitywny koniec systemu zdominowanego przez jedno supermocarstwo i przekształcanie go w wielopodmiotową sieć zależności strategicznych.
Rakietowo-nuklearna asymetria
I wreszcie trzeci z najnowszych problemów strategicznych to nasilona proliferacja asymetrycznych zagrożeń rakietowo-nuklearnych, która nabiera ostrości w świetle ostatnich demonstracji północnokoreańskich oraz przekonania o nieuchronności nuklearyzacji Iranu. Proliferacja broni masowego rażenia i technologii rakietowych powoli staje się zdecydowanie „numerem jeden" na skali zagrożeń globalnych. Spycha z tej pozycji terroryzm międzynarodowy.
Ostatnie tygodnie wykazują, że Korea Płn. i Iran to gorące punkty tego problemu. Stwarzają bardzo poważne wyzwanie dla strategii amerykańskiej i szerzej - globalnej. Zwracał na to uwagę niedawno Henry Kissinger. Dodam, że strategia taka musi nie tylko powstrzymywać proliferację broni i technologii rakietowo-nuklearnych. Musi także zapewnić ubezpieczenie przed użyciem przez tego typu asymetryczne podmioty posiadanej już broni rakietowo-nuklearnej. A to oznacza m.in. potrzebę rozwijania obrony przeciwrakietowej, co z kolei stwarza dodatkowy punkt zapalny w symetrycznych relacjach między mocarstwami.
W sumie wydaje się, że powyższe przykłady uzasadniają tezę o nadchodzeniu nowej ery w dziedzinie bezpieczeństwa międzynarodowego. Kończy się dwudziestolecie pozimnowojenne z dominacją jednego supermocarstwa: w pierwszej dekadzie raczej chętnie akceptowaną, w drugiej - już mocno kontestowaną. Ewolucja warunków bezpieczeństwa zmierza w kierunku po pozimnowojennego środowiska wielopodmiotowego (sieciowego) ze wzrostem w nim znaczenia relacji asymetrycznych, w tym asymetrycznych zagrożeń rakietowo-nuklearnych.