Takim alternatywnym kandydatem miał być 61-letni Dżamil Hasanli, były poseł i zastępca przewodniczącego Wszechazerskiej Partii Frontu Ludowego, jednego z najstarszych w kraju ugrupowań opozycyjnych, historyk i autor wielu książek na temat polityki międzynarodowej Azerbejdżanu pre-sowieckiego oraz zimnej wojny. W latach 1994–2004 Hasanli współpracował z obozem prezydenckim, w szeregach opozycji znany jest też raczej z pro-zachodniego nastawienia.
Co ciekawe, część opozycji uważa, że to prezydent Rosji, Władimir Putin utrudnił start R. Ibragimbekowa, nie odpowiadając na jego prośbę o odebranie obywatelstwa Federacji. Czyżby więc to Moskwa (np. w związku z ostatnimi rozmowami Władimir Putin-Ilham Alijew) postanowiła ułatwić sytuację obecnemu władcę Azerbejdżanu?
Jak można się bowiem było spodziewać – w tej sytuacji zaczęła kruszyć się akcydentalna jedność azerskiej opozycji. Obok haseł wezwania do bojkotu wyborów – pojawiły się bowiem kolejne alternatywne kandydatury, m.in. Isy Gambara – lidera Musawatu (Partii Równości), czy Aliego Karimliego – wiele razy już zajmującego się żmudnym jednoczeniem przeciwników Alijewów. Chaos, jaki zapanował w szeregach opozycji ucieszył obóz prezydencki, który 25.sierpnia fetował zarejestrowanie kandydatury I. Alijewa. Wobec narastającego kryzysu decyzyjnego – Mehman Aliew, szef proopozycyjnej agencji informacyjnej Turan zapewnił, że siły Rady uznały swą jedność za wartość najważniejszą – i podtrzymały kandydaturę R. Ibragimbekowa. Władze odpowiedziały wszczęciem śledztwa w sprawie planowanego rzekomo przez opozycję zakłócenia kampanii wyborczej i samych wyborów. Liderzy Rady ostrzegli swych zwolenników przed możliwymi represjami.
Azerska kampania prezydencka będzie więc tyleż krótka i przewidywalna – co prawdopodobnie gorąca.
(karo)